Z przymrużeniem oka

Szpilka kłuje w oko!

Ostatnio media rozgrzała dyskusja na temat kampanii pijarowej, zrealizowanej przez luksusowy sklep z butami. Zazwyczaj analizy tego typu akcji lądują w branżowych serwisach i zasadniczo, poza twórcami kampanii, nikt nie jest nimi zainteresowany. Dlaczego tym razem stało się inaczej?

Powodów jest kilka.

Ale zanim o powodach, krótko o tym, o co chodziło w akcji dla tych, do których nie dotarły informacje o aferze szpilkowej.

Sklep z dobrami luksusowymi oferujący m.in. damskie obuwie, zaproponował użytkownikom sieci zabawę polegającą na umieszczaniu na profilach użytkowniczek/użytkowników SMe zdjęć szpilek z odpowiednim tagiem. Chodziło o promocję marki sklepu, w zamian za którą wsparcie otrzymują chore dzieci. Tak powstać miała organiczna, „nic nie kosztująca” sklepu reklama, której budżet trafi w ręce potrzebujących dzieci.

Dzięki zaangażowaniu uczestników akcji, którzy swoimi działaniami wygenerowali zasięgi, upieczono 2 pieczenie na jednym ogniu.

Uruchomiono działania wizerunkowe, za które nie trzeba było zapłacić platformom, na których się działy, a budżet przeznaczony na reklamę przekazać na szczytny cel.

Schemat działania, wydaje się dość prosty. Na pierwszy rzut oka pożyteczny społecznie i przyjazny. Dlaczego więc kampania wywołała tyle negatywnych emocji?

Garść powodów

zapewne nikogo nie zaskoczy. W akcję udało się zaangażować wielu uczestników, w tym osoby znane, posiadające wielu fanów na własnych profilach. Kampania osiągnęła zasięgi na interesujących poziomach, naturalnie więc stała się chętnie omawianym tematem.

Nie stwarzała też bariery związanej z możliwością zaangażowania się w samą akcję. Była dla każdego, zarówno gwiazdy, jak i zwykłego użytkownika SMe posiadającego konto przez minimum pół roku.

No i, co w mojej opinii kluczowe, stwarzała możliwość wyrażenia własnej opinii w temacie, który podzielił na kilkanaście godzin „internety.”

Krytyka i ścieranie się w dyskusjach to jedna z ulubionych czynności użytkowników SMe. A zaistnienie oparte na wyrażeniu własnego zdania, to jedna z podstawowych form „bycia” w dzisiejszym wirtualnym  świecie.

Do meritum.

Oczywiście, sama kampania do idealnych nie należała. Można by pewnie co nieco poprawić, głównie w warstwie filozofii i komunikacji projektu, jednak ostatecznie przyniosła w określonym wymiarze dobro.

I tu przychodzi mi do głowy skojarzenie z Filipem Chajzerem i jego słynnym „Chajzerowaniem”. Niezależnie od tego, co o nim myślimy, nie sposób zakwestionować jego skuteczności w prowadzeniu publicznych zbiórek pieniędzy.

Warto też zwrócić uwagę na to, że nie są to działania, do których powinien czuć się zobligowany, a mimo to działa z dużym zaangażowaniem na rzecz innych.

I to jest pewnie ten moment, w którym chętnie wkroczą Ci, którzy powiedzą, że robi to dla sławy, utrzymania popularności, budowania wizerunku, podobnie jak sklep z butami dla taniej reklamy…

Tylko, czy to wystarczający powód, by nie zauważyć dobrej strony tego medalu i powiedzieć dziękuję?

Justyna Lulkiewicz